Tragedia rodziny z Jaworzna. Pomoc przyszła zbyt późno

Dodano:
Taśma policyjna, zdjęcie ilustracyjne Źródło: Shutterstock / Afanasiev Andrii
W Wielką Sobotę o świcie, pan Krzysztof opuścił swój dom, nie informując nikogo o swoich planach. Jego bliscy od razu poczuli, że dzieje się coś złego. Mimo natychmiastowego zgłoszenia zaginięcia, służby nie ogłosiły najwyższego stopnia alarmu. Został uruchomiony dopiero wieczorem – po 12 godzinach.

Około godziny 9 rano żona zaginionego zgłosiła jego nieobecność w komendzie policji w Jaworznie. Kobieta przekazała, że jej mąż był w ciężkim stanie psychicznym, leczył się na depresję i nie wziął telefonu ani dokumentów. Rodzina podkreśla, że mimo tych niepokojących sygnałów, funkcjonariusze nie potraktowali sprawy odpowiednio poważnie. O sprawie poinformowała Uwaga! TVN.

Sugestia nowotworu wpędziła go w depresję

Syn pana Krzysztofa, pan Paweł, opowiada, że problemy ojca zaczęły się po badaniu USG przeprowadzonym w grudniu. Lekarz nie wykluczył wtedy nowotworu, co bardzo odbiło się na psychice mężczyzny. Choć późniejsze wyniki nie potwierdziły choroby, pan Krzysztof nie mógł się uspokoić. Zaczął obsesyjnie czytać w internecie o chorobach i przypisywać sobie ich objawy.

– Pomimo tego, że cały czas były robione badania i nic nie wychodziło, to on uważał, że jest chory – mówi synowa, pani Paulina. – Uświadomiliśmy sobie, że może mieć depresję – dodaje.

56-letni emerytowany górnik pogrążał się w smutku i lęku. Leki przepisał mu lekarz niespełna dwa tygodnie przed zniknięciem. Rodzina starała się czuwać nad nim, ale w sobotni poranek, kiedy reszta domu spała, wymknął się cicho, zostawiając wszystkie rzeczy i wsiadł na rower.

„Policjant zachowywał się w »olewczy« sposób”

Gdy zorientowano się, że go nie ma, rozpoczęły się dramatyczne poszukiwania. Żona natychmiast przeszukała dom i okolicę, potem razem z bliskimi udali się na policję. – To było jak zderzenie ze ścianą. Policjant zachowywał się w „olewczy” sposób. Moja mama była zrozpaczona, mówiła, że nigdy coś takiego się nie wydarzyło, że to nie była normalna sytuacja. Do tego leki i depresja – relacjonuje pan Paweł.

Rozpoczęli więc poszukiwania na własną rękę. Przyjaciele i sąsiedzi dołączyli do akcji. Rozdzielono sektory w lesie, uruchomiono samochód terenowy. – Pojawił się radiowóz, ale nie widziałem, żeby policjanci wysiadali – mówi pan Patryk, przyjaciel rodziny.

Zaginięcia dzieli się na trzy poziomy zagrożenia. Najwyższy, pierwszy stopień, stosuje się w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia. W tym przypadku początkowo zdecydowano się na poziom drugi. Nie opublikowano wizerunku mężczyzny, nie sprawdzono monitoringu, nie uruchomiono szeroko zakrojonych działań.

– Ze strony małżonki na tym etapie nie wybrzmiały informacje, że ten mężczyzna może popełnić samobójstwo – tłumaczy komisarz Magdalena Żubertowska z KWP w Katowicach.

Później pan Paweł, przeszukując dom, natrafił na list pożegnalny. – Napisany był chaotycznie, ale jasno wskazywał, że tata chce nas uwolnić od swojego ciężaru. Napisał, żebyśmy mu wybaczyli – wspomina.

Przekazali list policji. Reakcja funkcjonariusza ich zaskoczyła

List został przekazany policji. – Dałem list policjantowi, a on się zawiesił. Czekam na niego i nie mogę wytrzymać, a on wzdycha, wywraca oczami. W końcu poszedł wolno w stronę drzwi. Nie mogłem zrozumieć, jak można w takiej sytuacji iść tak wolno, skoro trzeba działać szybko – mówi syn zaginionego.

Pomimo listu, który wyraźnie sugerował zamiary samobójcze, działania służb nie uległy zmianie. Wciąż nie ogłoszono alarmu pierwszego stopnia. Bliscy nie czekali – nadal działali na własną rękę. Dzwonili na numer alarmowy, do wyższych instancji policji, aż w końcu coś się ruszyło. – Po kilku telefonach nagle wszystko zaczęło działać – wspomina pani Paulina.

Około godziny 20 uruchomiono większe siły policyjne i inne służby. Monitoring został sprawdzony dopiero kolejnego dnia. Wtedy udało się ustalić kierunek, w którym pojechał pan Krzysztof.

Ciało mężczyzny rodzina odnalazła po 34 godzinach od zgłoszenia. Jak ustalił lekarz, do śmierci doszło między godziną 18 dnia poprzedniego a godziną 3 w nocy. To oznacza, że przez kilkanaście godzin po ucieczce pan Krzysztof jeszcze żył – być może czekał, wahał się, potrzebował pomocy.

– To jest ludzka tragedia, tragedia rodziny. To, czy były przesłanki [do wszczęcia alarmu 1 stopnia] zbada prowadzone postępowanie – mówi komisarz Żubertowska.

Źródło: Uwaga! TVN
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

OSZAR »