Patrycja Markowska: Miła rozmowa, a potem się okazuje, że chodziło o prowokację

Patrycja Markowska: Miła rozmowa, a potem się okazuje, że chodziło o prowokację

Patrycja Markowska
Patrycja Markowska Źródło: Łukasz Urbański
Trudno mi stawiać granice w tym showbiznesowym życiu, bo jestem bardzo spontaniczna, nie lubię udawać. I tak jak na życie to się super sprawdza, bo mam wokół siebie naprawdę wspaniałych ludzi, tak w tym zawodzie to niekoniecznie jest najlepsza droga. Nie mam tej grubej skóry, która by się pewnie przydała, czasem za mocno wchodzę w ten zawód i we wszystko, co on ze sobą niesie. Z moją terapeutką walczymy o to, żebym chociaż cienki murek umiała postawić, żebym nie miała tego promptera na twarzy, na którym z automatu widać wszystko, co czuję i myślę – mówi „Wprost” Patrycja Markowska.

Marta Byczkowska-Nowak: Jesteś dosyć prywatną osobą, nie epatujesz w mediach historiami z życia, a w piosenkach otwierasz całe serce. Czy ten balans prywatne-publiczne jest trudny?

Patrycja Markowska: Bardzo, za każdym razem jest to dla mnie wyzwanie. Nawet po tylu latach kariery, teraz, kiedy jestem w trakcie promocji płyty, każdy wywiad kosztuje mnie bardzo dużo. Ja zawsze daję serce na tacy, bo nie umiem inaczej, a niektórzy rozmówcy to wykorzystują: miła rozmowa, a potem się okazuje, że chodziło tylko o sensacyjny nagłówek, albo prowokację.

Teoretycznie mam już tę wiedzę, ale wprowadzenie jej w praktykę nie jest łatwe, bo ja nie lubię budować murów między sobą a ludźmi. Trudno mi stawiać granice w tym showbiznesowym życiu, bo jestem bardzo spontaniczna, nie lubię udawać. I tak jak na życie to się super sprawdza, bo mam wokół siebie naprawdę wspaniałych ludzi, tak w tym zawodzie to niekoniecznie jest najlepsza droga. Nie mam tej grubej skóry, która by się pewnie przydała, czasem za mocno wchodzę w ten zawód i we wszystko, co on ze sobą niesie. Z moją terapeutką walczymy o to, żebym chociaż cienki murek umiała postawić, żebym nie miała tego promptera na twarzy, na którym z automatu widać wszystko, co ja czuję i myślę (śmiech).

Ale wiesz, tego nauczyli mnie rodzice. Żeby być prawdziwą w kontakcie z drugą osobą, żeby być otwartą na ludzi. W takim domu wyrosłam.

Tylko to był trochę inny świat, na przykład nie było w nim social mediów.

Otóż to. Nasze czasy to czasy hałasu, o którym tak ładnie pisze w książce Małgorzata Halber. To jest wielkie obciążenie – nadmiar informacji, przebodźcowanie, ale też wszechobecny hejt, ciągła, nieustająca ocena. W czasach Perfectu pracowało się pełną parą, ale bez tego dodatkowego ciężaru. Robiło się piękne, długie wywiady o muzyce, ludzie podchodzili po autograf bez telefonu i selfiaka, tylko po to, żeby pogadać. Była w tym jakaś elegancja i, mimo tego rockandrollowego życia, większy spokój.

Mimo to zdecydowałaś się na wejście w ten świat.

Tak, w pewnym momencie dowiedziałam się, że jeśli chcę promować swoją muzykę, to muszę założyć . I ok, godzę się z tym, cieszę się nawet tym moim TikTokiem, ale oczywiście to jest tak, że śmieszne filmiki z życia klikają się dużo lepiej, niż muzyka. Więc jest to decyzja każdego artysty, czy w to wchodzi, czy nie. Ale przyznaję, że mając , fanpage i TikTok, czasami czuję się po prostu wykończona.

Poza tym wiesz, to jest bardzo intymna rzecz, taka praca nad płytą, którą koniec końców dajesz ludziom do szybkiej, często powierzchownej oceny. Trzeba umieć sobie z tym radzić.
Artykuł został opublikowany w 22/2025 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.


OSZAR »